Site icon rugby.info.pl

Ministerstwo dołoży pieniędzy !!!

Ministerstwo dołoży pieniędzy. Teraz nasz ruch. Zmieńmy sekretarza generalnego!
Wszystko wskazuje na to, że reprezentacja Polski w rugby piętnastoosobowym zostanie uratowana. Jeden z najbliższych współpracowników minister Joanny Muchy zdradził mi wczoraj, że są ogromne szanse na wsparcie Polskiego Związku Rugby – mówi Robert Małolepszy – znany dziennikarz, były członek Zarządu PZR, organizator meczów reprezentacji, rugbista…

Ministerstwo dołoży pieniędzy. Teraz nasz ruch. Zmieńmy sekretarza generalnego!

Wszystko wskazuje na to, że reprezentacja Polski w rugby piętnastoosobowym zostanie uratowana. Jeden z najbliższych współpracowników minister Joanny Muchy zdradził mi wczoraj, że są ogromne szanse na wsparcie Polskiego Związku Rugby dodatkowymi środkami w porównaniu z tymi, jakie związek miał dostać pierwotnie (580 tysięcy złotych).

Ile dostaniemy? Na dziś nie wiadomo.
W środę w ministerstwie odbyło się wreszcie spotkanie przedstawicieli PZR (sekretarz generalny+wiceprezes) z wiceministrem Tomaszem Półgrabskim. Prezesa Jana Kozłowskiego nie było – wyjechał na narty. Wcześniej, jak wiadomo, na urlopie przebywał sekretarz generalny Grzegorz Borkowski. Na urlop wyjechał tuż po tym, jak odwołał zgrupowanie kadry Tomasza Putry we Francji.

Z informacji jakie otrzymałem, PZR ma przygotować kosztorys dwóch programów – dla kadry Tomasza Putry i na mistrzostwa Europy w rugby siedmioosobowym. Po przedstawieniu tych programów mają zapaść decyzje finansowe. Te należą do ministry Joanny Muchy, ale to Tomasz Półgrabski jest jej najbliższym doradcą, a on chce pomóc polskiemu rugby i ponoć będzie to rekomendował.

Tyle informacji. Zapewne jeszcze dziś na oficjalnej stronie związku sekretarz generalny Grzegorz Borkowski triumfalnie ogłosi, że udało się, delegacja związkowa przekonała ministerstwo. I niech tak będzie. Ja dodam tylko, że gdy sekretarz generalny pojechał na urlop, a prezes związku był w Brukseli, niewielka grupa osób, którym na sercu leży dobro polskiego rugby, a która bardzo krytycznie podchodzi do działań ścisłego kierownictwa PZR (czytaj Grzegorza Borkowskiego), podjęła akcję obrony budżetu związku.

Nie chcę pisać kto co robił, kogo przekonywał. Czyja to zasługa, że pieniądze najprawdopodobniej jednak będą (choć na pewno mniejsze w porównaniu z ubiegłym rokiem), chcę tylko jeszcze raz mocno podkreślić, że w okresie, gdy decydowały się losy polskiego rugby sekretarz generalny PZR pojechał na urlop. Tyle w tym temacie (na pewno prezes Jan Kozłowski będzie miał inne zdanie, ale to zostawiam już jego sumieniu).

Ale to tylko początek!
Te pieniądze to tak naprawdę kredyt dla naszego środowiska. Zostaniemy z niego rozliczeni. I nie chodzi o to, czy dobrze rozliczymy tę dotację!
Fakt, że ministra Joanna Mucha zaliczyła rugby do tzw. II grupy sportów zespołowych i obcięła PZR budżet o 2/3 to nie jest wyraz tego, że pani minister nas nie lubi. To jest rachunek wystawiony naszemu środowisku, a przede wszystkim Polskiemu Związkowi Rugby za ostatnie lata działalności.

Wiele razy o tym mówiłem, pisałem. Jako członek poprzedniego zarządu PZR, jak i delegat na ostatni Walny Zjazd i kandydat do zarządu. Przez ostatnie dziesięć lat nasz związek znacząco zwiększył pulę środków, jakie otrzymywał z budżetu. To z całą pewnością zasługa prezesa Jana Kozłowskiego. Dzięki temu mieliśmy siedem reprezentacji, kilku trenerów, nasze kadry wyglądały przyzwoicie jeśli chodzi o sprzęt, nie było kłopotów z wyjazdami na turnieje i obozy (choć oczywiście i kokosów nie było).

Jako dziennikarz sportowy z prawie 20-letnim stażem zapewniam, że to naprawdę całkiem sporo, jak na siłę sportową rugby, liczbę zawodników uprawiających tę dyscyplinę w naszym kraju jej popularność.
Przez te wszystkie lata jedyne co robiliśmy w centrali, to przejadaliśmy państwowe pieniądze. Związek działał na zasadzie – kasa przyjęła, kasa wydała. Sekretarz generalny Grzegorz Borkowski lubił się chwalić, że nie mamy żadnych długów, wzorowo rozliczamy dotacje z ministerstwa, mamy nawet oszczędności na koncie.

Poza tym nie działo się nic.
Żadnej koncepcji, żadnych pomysłów. Żeby była jasność – nawet kontrakt z Polsatem to tak naprawdę żadna zasługa sekretarza generalnego, choć to on przypisuje sobie ten niewątpliwy sukces. Zresztą proponuję zapytać szefów Polsatu, jakie mają zdanie na ten temat. To, że kadra dalej będzie jednak pokazywana przez stację Zygmunta Solorza to osobista zasługa trenera Tomasza Putry, który przekonał szefa sportu w Polsacie Mariana Kmitę, by dał jeszcze szansę polskiemu rugby.
Kontrakt miał bowiem być nieprzedłużony!

I tak jest ze wszystkim w polskim rugby. Jeśli coś się dzieje, to wyłącznie dzięki oddolnym inicjatywom, zapałowi prawdziwych miłośników tej dyscypliny, fanatyków – dodam od razu jest nas miażdżąca większość, ba wszyscy. Mecze reprezentacji, finały ligi, ruch siódemkowy (we wszystkich prezentacjach związek lubi chwalić się faktem, że w ostatnich latach znacznie zwiększyła się liczba klubów, ale czy związek coś dla tych małych klubów zrobił?), profesjonalizacja kilku drużyn ekstraligi – to wszystko ruchy oddolne. Nie zasługa PZR.

I właśnie to zauważono w ministerstwie sportu. Dlatego ministra Joanna Mucha tak drastycznie obcięła środki dla PZR. Bo nie ma już zgody na marazm, wydawanie publicznych pieniędzy tylko po to, by je wydać. Nie ma zgody na tworzenie kolejnych reprezentacji, wysyłanie ich na zawody, a potem rozliczanie delegacji.

Dziś przetrwają tylko ci, którzy mają pomysł, wizję, energię. Ci którzy przedstawią nie tylko strategię (dobrze, że powstała), ale będą ją z żelazną konsekwencją realizować. Przetrwają dyscypliny, które potrafią się sprzedać, zrobić z siebie produkt. Jeśli nie są w stanie od razu odnieść dużych międzynarodowych sukcesów (w naszym przypadku raczej nie mamy szans na Puchar Świata, czy medal olimpijski), to będą potrafiły promować dyscyplinę, rozwijać ją na wszelkich szczeblach. Będą umiały dotrzeć do mediów, samorządów, sponsorów.

By sprostać tym wyzwaniom, dyscypliną musi kierować menedżer-wizjoner. A nie kunktator-księgowy. A tak jest w przypadku PZR.
Mowa oczywiście o sekretarzu generalnym PZR Grzegorzu Borkowskim, bo to on tak naprawdę rządzi od lat i to jednoosobowo polskim rugby. Przez dwa lata byłem członkiem zarządu i przyjrzałem się temu z bliska. Prezes Jan Kozłowski bywa w Warszawie bardzo rzadko, w związku jeszcze rzadziej. Zarządy są zwoływane też niezbyt często, a program posiedzeń (przygotowywany przez Grzegorza Borkowskiego) tak skonstruowany, by ważne sprawy załatwiać na końcu, czyli nigdy, bo nigdy nie starcza na nie czasu.

Wiem, że obecny zarząd choć trochę próbuje to zmienić. Ale to i tak się nie uda. Bo w zarządzie wszyscy są społecznie. Każdy ma swoją pracę, obowiązki, często klub na głowie. Jedynym człowiekiem w polskim rugby, który poświęca czas dla tego rugby w wymiarze pełnego etatu jest sekretarz generalny.

Tylko sekretarz bierze pieniądze (może nie są to kokosy, ale na pewno powyżej średniej krajowej) tylko jego tak naprawdę możemy rozliczać i to nie co cztery lata, jak prezesa, ale co miesiąc, z tego co i jak robi. Z iloma sponsorami rozmawiał, z iloma dziennikarzami się spotkał, ilu burmistrzów i prezydentów miast odwiedził, ile koncepcji promocji, rozwoju, postępu polskiego rugby stworzył, wymyślił, zrealizował.

Kiedy trochę ponad dwa lata temu wspólnie z grupą ludzi zorganizowaliśmy dwa mecze reprezentacji Polski na stadionie Polonii w Warszawie (przypomnę w dwóch zdaniach – 2 x pełny stadion, transmisja live w TV4 i Polsacie Sport, 60 akredytowanych dziennikarzy, 30 fotoreporterów, warta 400 tysięcy złotych kampania reklamowa, dzień przed meczem zapowiedź, a w dniu meczu relacja w wiadomościach sportowych wszystkich polskich telewizji w tym TVP1, bankiet dla VIP-ów na 600 osób) gratulowali nam przedstawiciele futbolu amerykańskiego, który był dodatkiem do naszego meczu (mieli pokaz w przerwie). Jędrzej Staszewski, prezes ich ligi – żaden polityk, biznesmen, po prostu fanatyk, gratulował nam mówiąc: „organizacyjnie to nam do was jeszcze bardzo wiele brakuje”.

Od tamtej pory futboliści amerykańscy zorganizowali dwa mecze na Stadionie Narodowym. Ostatnio ich reprezentacja zadebiutowała w łódzkiej Atlas Arenie. Zespołów mają ponoć 70 w pięciu ligach. Sponsorzy się garną, ludzi chcą to uprawiać i jeszcze płacą za wszystko.

Co u nas?
Było kilka fajnych spotkań reprezentacji na Pomorzu, w Łodzi, Nowym Sączu, Krakowie choć ich organizacyjny rozmach nie był nawet w połowie taki, jak podczas meczów w Warszawie, za co nie zamierzam nikogo krytykować. Poza związkiem! Bo przez ten czas pół kroku do przodku nie zrobiliśmy. Oczywiście usłyszę, że nikt nie bronił nam organizować kolejnych meczów.

Fakt. Ale organizatorzy meczów, społeczni działacze mogą się zmieniać, mogą się kłócić między sobą, mogą odejść z dyscypliny. Jeśli jednak ktoś bierze pieniądze za pracę na rzecz rozwoju polskiego rugby, nie ma prawa marnować najmniejszego sukcesu środowiska. Ma obowiązek te sukcesy wykorzystywać, wzmacniać, powielać, naśladować.

A co robił przez te lata Grzegorz Borkowski? Rozliczał dotacje. Robił to dobrze, nawet bardzo dobrze, ale od tego rugby się nie rozwinie. Ba przez to rugby stanęło na krawędzi przepaści. I wciąż na niej stoi. Bo nawet jeśli dostaniemy te pieniądze , to jak już wspomniałem – wyłącznie na kredyt. Za rok znów nas podsumują. Jak zobaczą, że jedyne co potrafiliśmy zrobić, to je wydać i rozliczyć, kolejnej raty już nie będzie.

Dlatego jeśli chcemy w ogóle myśleć o rozwoju, zacznijmy od zmiany sekretarza generalnego Polskiego Związku Rugby. Zarząd, choćby miał najszczersze chęci, a wiem, że ma, nic nie zmieni, nie da rady.
Ktoś kto pracuje dla rozwoju polskiego rugby musi mieć pasję, wizję i odwagę. Musi kochać rugby do szaleństwa, musi być fanatykiem. Takim jak prezes futbolistów Jędrzej Staszewski.

Musi myśleć o rugby dzień i noc, nie może pracować od ósmej do szesnastej. Weekendy musi spędzać na stadionach rugby, a nie w domowych pieleszach. Nie może wyjeżdżać na urlop, gdy ważą się losy dyscypliny! Musi mieć odwagę podjąć ryzykowne decyzje. Musi chcieć rozwoju.
Nasz sekretarz nawet nie grał w rugby.

Panie prezesie Janie Kozłowski, szanowny zarządzie PZR, jeśli nie chcecie być grabarzami Polskiego Rugby, ogłoście konkurs na nowego sekretarza związku.

Od tego zacznijmy. Inaczej nie ruszymy z miejsca. Za to za jakiś czas wszyscy będziemy mogli jeździć na urlopy, zamiast szykować się do kolejnego sezonu. Nie będzie do czego.

Z wyrazami szacunku
Robert Małolepszy
były zawodnik Orkana Sochaczew i AZS AWF Warszawa, pięciokrotny brązowy medalista mistrzostw Polski seniorów, były reprezentant Polski, były członek zarządu PZR, wciąż prezes Warszawskiego Towarzystwa Rugby, wieloletni komentator rugby w niemal wszystkich polskich stacjach telewizyjnych. Fanatyk rugby.

Exit mobile version