Site icon rugby.info.pl

Rugby XV w Szczecinie.

Patrząc dziś trzeźwo na wydarzenia dnia wczorajszego śmiało można powiedzieć, że rugby XV osobowe powróciło do Szczecina w naprawdę wielkim stylu. Powrót klasycznej odmiany rugby do naszego miasta po blisko 50 latach niebytu zgrał się w czasie z obchodami Święta Niepodległości. Śmiało można powiedzieć, że 11 listopad dla rugbistów ze Szczecina to teraz święto o dwojakim znaczeniu.

Dla każdego z Nas dzień ten jest wyjątkowym dniem, dniem pamięci o poświęceniu i walce o wolność, przekonania, narodową tożsamość. Nie ma się więc co dziwić, że niesieni patriotycznym duchem rugbiści Kaskady Szczecin stanęli na wysokości zdania i przed własną publicznością zwyciężyli Akademików z Zielonej Góry. Podobnie jak kiedyś Powstańcy walczyli o lepszą przyszłość kolejnych pokoleń i oni przez ostatnie kilka lat walczyli aby wrócić Szczecinianom chyba już zapomniany sport jakim jest rugby, a w którym i Szczecin swego czasu odnosił nie małe sukcesy.

Warto przypomnieć, że w roku 1956 zespół Czarnych Szczecin w półfinale rozgrywek o Puchar gazety „Sportowiec” zwyciężył 25 listopada w Gdańsku na stadionie przy ul. Traugutta Lechię (3:0), aby w finale 2 grudnia na stadionie warszawskiej „Polonii” stanąć naprzeciw AZS-AWF Warszawa, kończąc rozgrywki z tytułem nieoficjalnego wicemistrza polski.

Zważając na powyższe fakty, tym bardziej cieszy, że rugby znów gości na sportowej arenie Szczecina. Wczorajsze spotkanie, okazało się prawdziwym powrotem do korzeni i kontynuacją pięknych tradycji wspomnianych Czarnych bowiem odbyło się na stadionie przy ul. Chopina gdzie w latach 50 trenowała ówczesna sekcja rugby.

Trudno powiedzieć, czy miało to jakieś znaczenie ale pogoda nie zawiodła. Było trochę pochmurno i chłodno, typowy listopadowy dzień, który tylko wzmagał patetyczne nastroju zawodników. Pojedynek Szczecinian z Zielonogórzanami przyciągnął na stadion blisko 300 osób, które nie zeszły z trybun przed kończącym spotkanie gwizdkiem sędziego. Nie brakowała momentów, które zrywały publiczność z ławek na równe nogi, ani akcji oklaskiwanych przez zgromadzonych widzów.

Spotkanie było zacięte, żadna ze stron nie odpuściła żadnej piłki walcząc zajadle o każdą okazję do zdobycia punktów. Ciężko było wskazać po której stronie leżała przewaga. Wilgotna murawa nie ułatwiała zadania zawodnikom, młyny dyktowane były wielokrotnie powtarzane, buty nie trzymały się należycie podłoża, a mokra piłka wielokrotnie okazywała się niełatwa do złapania.

Kaskada po raz kolejny zaprezentowała dość siłową grę, zapominając o możliwościach ataku, było dużo siłowych rozwiązań, brakowało natomiast rozegrania ręką.

Wynik remisowy utrzymał się do końca pierwszej połowy. Całe szczęście dla Szczecinian w drugiej połowie dość szybko udało się przełamać obronę przeciwnika. Na pole punktowe Hausta wdarł się Wojtek Tuchowski zdobywając pierwsze przyłożenie. Do pełni szczęścia zabrakło jednak podwyższenia. Mimo wszystko zdobyte 5 punktów odrobinę uspokoiło chaotyczną grę Kaskady. Zawodnicy uwierzyli w swoje siły, co w szczególności widać było w młynach dyktowanych, w których zaczynali oni dominować nad formacją Zielonej Góry. Mimo wzmożonych ataków przeciwnika dobrze funkcjonująca obrona nie pozwalała mu wedrzeć się na pole punktowe.

Mimo kilku dobrych akcji formacji ataku i sporej dawki brutalnej siły widownia nie ujrzała tego dnia więcej przyłożeń. Spotkanie zakończyło się wynikiem 5:0 ustalonym na początku drugiej połowy.

W drużynie Kaskady na wyróżnienie zasłużył Paweł Kuźniarski, który przez większą część spotkania perfekcyjnie bronił akcje przeciwnika i skutecznie oddalał niebezpieczeństwo z połowy Szczecinian oraz jego brat Przemek, który wprowadzał spokój do formacji młyna, kierując jego grą w obronie.

Wszyscy zawodnicy Kaskady Szczecin zgodnie obiecali po zakończeniu spotkania, że już na wiosnę po raz kolejny będzie można ich zobaczyć w ligowym spotkaniu jeszcze silniejszych i lepiej przygotowanych. Najważniejsze, że został zrobiony kolejny krok w kierunku utworzenia w Szczecinie potężnej rugbowej rodziny, klubu na miarę przeszło 500-set tysięcznego miasta.

Adam Tobolski (zdjęcia Krzysztof Pietrusewicz)

Exit mobile version