Site icon rugby.info.pl

Zacznijmy budować produkt!

Z dużym zaciekawieniem przeczytałem w ostatnim czasie w serwisie RugbyPolska.pl opinie dotyczące kondycji polskiego rugby autorstwa Panów Łukasza Dziela i Jarosława Nowickiego. Zainspirowany ich przemyśleniami, spośród których z większością co do zasady zgadzam się w 100%, postanowiłem podzielić się własnymi przemyśleniami.

Jako przedstawiciel swojego klubu miałem okazję kilkakrotnie brać udział w spotkaniach środowiskowych, także w spotkaniach trenerów, na których jak wiadomo poruszany jest szereg kwestii związanych z kwestiami strategicznymi w kontekście całej naszej dyscypliny. Byłem także delegatem na ostatnim WZ PZR. Wraz z liczną grupą ludzi od kilku lat buduję od zera klub w Częstochowie i jak tylko mogę staram pogłębiać swoją wiedzę w zakresie zarządzania organizacją sportową. Obserwacje i osobiste wnioski z działalności klubowej, a także z udziału w wymienionych spotkaniach postaram się przedstawić w niniejszym tekście.

W swoim tekście postaram skupić się na kwestiach bardziej szczegółowych czy jak kto woli, konkretnych. Uważam bowiem, że definicja głównych problemów trapiących polskie rugby dokonana została już wielokrotnie i w jej obrębie trudno z czymkolwiek polemizować. Wydaję mi się, że wiemy dość dobrze w czym tkwią główne problemy naszej dyscypliny, brakuje jednak konkretnej rozmowy i wniosków jak je naprawiać.

W tekstach obu Panów, które stanowiły dla mnie istotną inspirację, ale także w wielu innych analizach sytuacji polskiego rugby, które przewijają się w środowisku pojawia się szereg niezwykle ważnych pomysłów czy sugestii, z których niestety część stanowią w moim mniemaniu pomysły niemożliwe do zaaplikowania polskiemu rugby na dzień dzisiejszy. Nie można oczywiście odmówić im rozsądku czy ambicji, uważam jednak że w aktualnej sytuacji niektóre z poruszanych kwestii są zupełnie oderwane od rzeczywistości i można by powiedzieć, że do podstarzałego i dość zmęczonego auta ktoś chce montować skrzydła. Jako przykład podać mogę inicjatywę uzawodowienia ligi, o której nie raz (niekoniecznie od wymienionych tutaj Panów) słyszałem jako o natychmiastowej konieczności. Takiemu pomysłowi trudno się przeciwstawiać, można mu tylko przyklasnąć. Ale spójrzmy prawdzie w oczy – na dzień dzisiejszy możemy zapomnieć o zawodowej lidze, a by mieć w ogóle jakiekolwiek perspektywy by taki stan osiągnąć do pokonania jest przed nami milion mniejszych problemów.

W tym miejscu chciałbym posłużyć się dwoma cytatami Pana Łukasza Dziela:
„Należy zrozumieć, że sport już dawno przestał być kojarzony tylko z aktywnością fizyczną. Dziś są to wielkie pieniądze, gigantyczne kontrakty, menedżerowie reprezentujący zawodników, kluby, organizacje. To są interesy!”

„Druga sprawa to PRODUKT – słowo klucz. Polskie rugby musi zrozumieć, że jeśli nie opakujemy naszego jajowatego sportu w ładne opakowanie i nie przypniemy ładnej etykietki to go nie sprzedamy. Jeśli się nie „sprzedamy” to nie zarobimy.”

W tych zdaniach zdefiniowana jest jedna z głównych bolączek polskiego rugby, kwestia, obawiam się, przez wielu niezrozumiana. Czytając tekst Pana Łukasza i widząc w nim słowo klucz – PRODUKT, byłem nieco zaskoczony, bo tekstów o takiej tematyce w świecie polskiego rugby po prostu do tej pory nie było. Jednocześnie jednak pojawiła się we mnie iskra nadziei, że zaczynamy patrzeć na tę dyscyplinę w sposób adekwatny do otaczającej nas rzeczywistości. Jednocześnie obawiam się jednak, że niestety dla wielu osób z tzw. środowiska słowo produkt jest w tym kontekście zupełnie niezrozumiałe.

Ryszard Panfil w książce „Zarządzanie Produktem Klubu Sortowego” definiuje strukturę produktu klubu sportowego w następujący sposób:
– Znak firmowy
– Spektakl sportowy
– Zespół sportowy
– Profesjonalni gracze
– Dyscyplina sportu

Można w tym miejscu zapytać w ilu polskich klubach rugby w sposób świadomy zarządza się produktem? W ilu klubach istnieje przynajmniej zalążek podejścia biznesowego i szukania modelu działalności, który oprócz wyniku sportowego stara się maksymalizować wynik finansowy? Ilu ludzi w polskich klubach wierzy, że wynik sportowy powinien iść w parze z wynikiem finansowym i nie chodzi tu w żadnym wypadku o zwiększenie dotacji od jednostek samorządu terytorialnego w zamian za jednorazowy sukces sportowy?

Niestety nienajlepszy przykład idzie z góry… Jakim produktem jest aktualnie, grająca coraz to lepiej reprezentacja Polski w Rugby? Jaka jest strategia wizerunkowa tej reprezentacji? W jaki sposób budowane są skojarzenia z nią? Czy każdy organizator meczu kadry ma pełną dowolność w tym zakresie?

Jeśli tak jest, to każdy mecz kadry to zupełnie inny produkt, za każdym razem innym ludziom dajemy do rąk nasz największy skarb i pozwalamy robić z nim co tylko chcą. Otrzymujemy kompletny brak jest wizerunkowej spójności. Chodzi tu o wspomniane przez Pana Łukasza Dziela opakowanie, którego nie ma! Mamy do zaoferowania coś ciekawego – „wnętrze”, „mięso”, którego nikt nie opakował, nikt nie ułożył o nim historii, nikt tej historii nigdzie nie sprzedał. Żenującego wyskoku z „Bogurodzicą” nie ma sensu już nawet tu przywoływać.

Produkt to „coś” + opakowanie. Chciałbym Związkowego specjalisty od marketingu zapytać z czym kojarzyć się ma Reprezentacja? Jakie emocje wyzwalać? Co w tym kierunku zostało zrobione? Jakie opakowanie wybrano?
Człowiek najpierw widzi opakowanie! Jeśli opakowanie go nie przyciągnie nie kupi produktu. Można się pomylić, wybrać złe opakowanie, ułożyć złą historię której nikt nie kupi. Ale nawet od takiej sytuacji dzieli nas długa droga, bo w rugby tego opakowania nie mamy wcale.

Jeśli na mecze kadry przychodzi mimo to po kilka tysięcy kibiców, a organizatorom udaje się od czasu do czasu na całym przedsięwzięciu nie stracić, to świadczy to tylko jak duży potencjał mamy w rękach, a nie zmienia to faktu że prawie w ogóle go nie wykorzystujemy!

Od tego momentu chciałbym jednak zachować porządek w tekście, wobec czego kwestie dotyczące Reprezentacji podlegającej Polskiemu Związki Rugby należy oddzielić od działalności klubowej która z definicji jest niezależna i w pełni suwerenna. Na działalności klubowej pragnę się właśnie tutaj skupić.

A jeśli mowa o klubach to oczywiście chodzi o Ekstraligę, która jako jedyna na dzień dzisiejszy może być traktowana jako potencjalny produkt. Raz jeszcze odwołam się do książki R. Panfila by przytoczyć źródła finansowania profesjonalnej działalności sportowej które stanowią:
– środki przeznaczone przez sponsorów w zamian za reklamy usług i uznanie społeczne
– środki za bilety i karnety wstępu w zamian za widowiskową i skuteczną grę
– środki uzyskane ze sprzedaży zawodników w zamian za wysoki poziom ich umiejętności

Autor nie wymienia tu środków przyznawanych przez samorządy, które w niektórych miastach oprócz wspierania sportu dzieci i młodzieży finansują także sport kwalifikowany. Odłóżmy jednak to źródło finansowania jako, mimo upływu czasu, wciąż nieidące w parze z jakimkolwiek potencjałem marketingowego klubu, a uzależnione często do lokalnych układów i tradycji.

Zastanówmy się na moment jednak jaki procent budżetów klubów ekstraligi stanowią wymieniony wyżej trzy punkty (bilety, sponsoring, transfery)?

Kwestię transferów można pominąć, gdyż te w polskich warunkach odbywają się zazwyczaj na zasadzie wypłacenia maksymalnego przewidzianego w przepisach ekwiwalentu. Zostają więc wpływy z biletów i te od sponsorów.

Tylko jeden klub w Polsce biletuje swoje mecze!

Jest to najsmutniejsza i najbardziej wymierna ocena PRODUKTU jaki kluby oferują odbiorcom. Na tym punkcie można zakończyć jakiekolwiek rozważania o zawodowej lidze rugby w Polsce. Kluby same obiektywnie „wyceniły” swój produkt. Zapewne w ogóle nie są zainteresowane jego sprzedażą albo nie wpadły na pomysł że można (trzeba!) to robić.

Kwestię pozyskiwania sponsorów trudno mi obiektywnie ocenić, gdyż są to zazwyczaj najpilniej strzeżone klubowe tajemnice. Obserwując trzy najlepsze kluby w Polsce, które od reszty dzieli co raz większy bariera, można stwierdzić, że nie jest z tym najgorzej. Nie mamy jednak pojęcia jakiego rzędu środki udaje się pozyskiwać z tego źródła, którzy sponsorzy finansują bezpośrednio działalność klubu, a którzy współpracują z nim na zasadzie barteru.

W tym miejscu wypadałoby zdefiniować także różnicę między sponsoringiem a mecenatem. Mecenat, który funkcjonuje już od starożytności, to bezinteresowna pomoc. Każda osoba prawna, która „po znajomości” wspiera klub, która lituje się nad klubem będącym na granicy upadłości, która pomaga dla zaspokojenia własnych ambicji to NIE SPONSOR. To mecenas, który pomaga bezinteresownie nie oczekując niczego w zamian.

Sponsor natomiast, to ktoś kto finansuje klub w celu uzyskania konkretnych korzyści. Te korzyści to głównie płaszczyzna reklamowa i pozytywne skojarzenia. Dzięki nim sponsor buduje przy pomocy klubu pozytywny wizerunek, upowszechnienia swoją markę i w efekcie zwiększa zyski. Ilu takich sponsorów jest w polskim rugby? Ilu jest sponsorów którzy inwestują w rugby bo otrzymali konkretną ofertę i płacą za konkretny produkt?

A może raczej wypadałoby zapytać ile klubów w Polsce dotarło do statusu prawnego, który pozwala im prowadzić działalność gospodarczą? Ile klubów w ogóle jest w stanie za jakąkolwiek usługę wystawić fakturę? Ile klubów w ten sposób pozyskuje fundusze na swoją działalność?

Pan Łukasz Dziel odwołuje się w swoim tekście do futbolu amerykańskiego. Jest to sytuacja o tyle kuriozalna, że mówimy o konkurencji w postaci organizacji, której organ prowadzący (Polski Związek Futbolu Amerykańskiego) nie widnieje na liście ministerstwa sportu, wobec czego ktoś uszczypliwy mógłby powiedzieć że jest to „wymysł” istniejący na równi z organizowanym kilka razy do roku po marką pewnego napoju energetycznego „zjazdem na byle czym”.

Smutna i bolesna prawda jest taka, że mimo iż sport ten nie posiada unormowanej sytuacji prawnej, znacząco prześciga polskie rugby w dynamice rozwoju. Bez ministerialnych środków na reprezentacje i szkolenie młodzieży, ale za to pasją i zaangażowaniem wielu ludzi. Różnica bierze się właśnie z pokładów pasji młodych ludzi, którzy w całości tworzą grupę zajmującą się w Polsce futbolem.

Problem klubów rugby to moim zdaniem niestety działacze (albo jeszcze gorzej – ich brak), postrzegający sport w ramach, które wyczerpały się kilkanaście lat temu. Jeśli jest rzeczywiście tak, że w klubach za wszystko odpowiadają trenerzy, trzeba zapomnieć o jakiejkolwiek profesjonalizacji działań. Aktualnie mamy tu do czynienia z całkowitą stagnacją i brakiem perspektyw rozwoju.

Zgodnie z daną na początku obietnicą oprócz czczego gadania chciałbym zaproponować konkretne propozycję poprawy istniejącej sytuacji.
Pierwszym wyraźnym problemem klubów w rugby jest brak jakiejkolwiek delegacji obowiązków, a w efekcie odpowiedzialność jednoosobowa bądź zbiorowa za całość działań organizacyjnych w zakresie tworzenia produktu (nawet jeśli jest to tworzenie zupełnie nieświadome).

Przykładowa struktura kompetencji w klubie sportowym:
– Biuro prasowe (media, obsługa prasowa)
– Dział marketingu (strategia budowy produktu, promocja klubu i organizowanych wydarzeń/zawodników=produktów)
– Dział techniczny (organizacja zawodów)
– Dział sportowy (koordynacja szkolenia, zarządzanie zapleczem treningowym, sprzętem sportowym, licencje, zgłoszenia do rozgrywek)
– Dział finansowy (budżetowanie, bilanse, kontrola wykonania budżetu)

Do każdego z tych punktów podać należy przynajmniej 8-12 konkretnych kompetencji za które dana osoba odpowiada w klubie. Niestety, jak pisałem wcześniej, kluby to jednostki zupełnie niezależne i suwerenne. Same więc jeśli dziś działają źle, nie zmienią się, ale i niestety ponieważ nie grozi im utrata swojej pozycji ze względu na brak wymagającej konkurencji.
Brak tej konkurencji bierze się także ze specyfiki naszej dyscypliny, która jest sportem niezwykle trudnym, wielowarstwowym i wymagającym. Wszyscy obserwujemy, że czy to na poziomie krajowym czy na poziomie międzynarodowym zaburzenie istniejącego porządku sił (sportowych) wymaga w rugby dużo czasu, w związku z czym nawet jeśli mamy w Polsce młode, dobrze zarządzane kluby, to nie są one w stanie na płaszczyźnie sportowej zagrozić klubom o pozycji ugruntowanej wobec czego zachowany zostaje status quo pogłębiający kryzys całej dyscypliny.

Przejdźmy więc do konkretów i reform:

Proponuję utworzenie 6-zespołowej Ekstraligi. System rozgrywek: każdy gra z każdym mecz i rewanż w jednej rundzie. Daje to 20 meczy rundy zasadniczej + finał między dwiema najlepszymi drużynami na boisku neutralnym. Finał zorganizowany profesjonalnie przez PZR lub zewnętrzną firmę (już w sytuacji gdy finał taki będzie produktem o określonej wartości).

Dla takiej ekstraligi można próbować budować opakowanie tak by powstał PRODUKT.
Tak jak pisałem, moim zdaniem kluby z własnej woli nie zreformują się, gdyż nie ma wśród nich dostatecznie dużej konkurencji, a obecny status zadowala zbyt duże grono osób mające wpływy na podejmowane w klubach decyzję. Wobec tego należy zmusić je do tego w sposób bezpośredni i pośredni:

Pośredni sposób do edukacja. Jeśli jesteśmy w stanie finansować rocznie trzy/cztery trzy-dniowe szkolenia trenerskie, niech jedno z nich dotyczy podstaw zarządzania organizacją sportową i będzie prowadzone przez specjalistę od zarządzania a nie specjalistę od rugby. Należy pokazać korzyści płynące z delegacji kompetencji, efektywnego wykorzystania wolontariuszy (o którym pisał pan Jarosław Nowicki). Trzeba także zaprezentować możliwe podziały kompetencji (płaska/smukła struktura zarządzania), które przedstawiciele klubów mogliby próbować wprowadzić w swoich organizacjach.

W aktualnej sytuacji edukacja to jednak za mało, bo jak pisałem kluby nie mają wewnętrznej potrzeby auto-reformy, która w zdrowych warunkach zawsze wynika z konkurencji, z obawy o utratę swojej pozycji. Na tyle na ile poznałem polskie rugby, uważam że konkurencja toczy się w nim tylko na płaszczyźnie sportowej. To oczywiście podstawa działalności każdego klubu, ale zmierzamy w ten sposób do sytuacji w której wytrenowani w klubach wyczynowcy będą rozbijać się na boisku w walce o punkty, której nikt nie będzie chciał oglądać, nikt nie będzie o niej wiedział ponieważ nie będzie ona żadnym PRODUKTEM na rynku widowisk sportowych. Już dziś wiele osób w polskim rugby w pełni świadomie robi sztukę dla sztuki, to znaczy godzi się z pełną premedytacją grać dla pustych niemalże trybun, skupiając się tylko na sukcesach w krótkiej perspektywie tj. pokonaniu konkretnej drużyny, utrzymaniu się w lidze na kolejny rok itd.

Co więc może i powinien narzucić PZR? Albo najpierw jak PZR może to narzucić?

Ja proponuję uczynić to poprzez regulamin rozgrywek Ekstraligi oraz UMOWY CYWILNOPRAWNE zawierane z klubami Ekstraligi przed każdym sezonem.

Czego wymagać od klubów? W poniższych przykładach pokażę konkretne rozwiązania wraz z dość szczegółowym opisem:

Zacznijmy po podstaw i rzeczy błahych. Zupełnie zaniedbane są w polskim rugby kontakty z mediami. Na dobrą sprawę o części rozegranych meczach nie można przeczytać nic poza wynikiem i krótkim opisem, który jest jedynie „wnioskowaniem z protokołu” – kto kiedy przykładał, kto prowadził do przerwy itd. Narzucić więc musimy konieczność tworzenia komunikatów prasowych przy okazji każdego rozgrywanego w Ekstralidze meczu.

Przykładowa struktura komunikatów prasowych dotyczących meczu ligowego (źródło: fragment Polityki publikacji Rugby Club Częstochowa, autor: Olga Krzypkowska):

1. Zapowiedź ogólna Ok. 7 dni przed meczem Nawiązanie do sytuacji klubu w rozgrywkach; przybliżenie rywala; historia pojedynków itd.; jeśli mecz odbywa się w Częstochowie informacja o godzinie rozpoczęcia i miejscu spotkania.
2. Zapowiedź bezpośrednia Ok. 3 dni przed meczem Szczegółowe informacje na temat składu, założeń taktycznych, godziny rozegrania meczu, sędziego, wypowiedź któregoś z zawodników.
3. Wynik meczu Natychmiast po meczu Wynik meczu oraz jedno zdanie opisujące mecz.
4. Relacja z meczu. Do 12h po meczu. Szczegółowa relacja sportowa, wynik meczu, punkty, składy.
5. Wywiad podsumowujący Ok. 2 dni po meczu. Rozmowa z trenerem lub jednym z zawodników po meczu na temat spotkania, kontuzji, punktów itp.
Dalsze fundamentalne wymagania wobec klubów w celu powrotu rugby w jakiejkolwiek zorganizowanej formie do mediów:

Obowiązek przeprowadzenia przed każdym sezonem sesji zdjęciowej z konkretnie ustalonymi wymaganiami obejmującymi:
– Ilość i jakość zdjęć
– Rodzaj zdjęć: Zdjęcia z treningu / Zdjęcie drużynowe / Zdjęcia profilowe wszystkich zgłoszonych do rozgrywek zawodników
Zdjęcia te muszą trafić w określonym terminie do PZR i pozostają do jego dyspozycji.
Oprócz tego na kluby należy nałożyć obowiązek zapewnienia obsługi fotograficznej na każdy organizowany mecz. Nie może być tak, że istnienie takowych zdjęć to kwestia zależna od dobrej woli pasjonatów, których owszem w polskim rugby nie brakuje. To musi być jasno sprecyzowany wymóg. Kończy się mecz Ekstraligi i w ciągu np. 5 godzin na serwer PZR trafia określona pula zdjęć wysokiej rozdzielczości. Czy to są jakieś kosmiczne wymagania?

Mając dostęp do zasobów opisanych powyżej można pokusić się o wydawanie raz do roku informatora rozgrywek. Wtedy oprócz zdjęć Związek może np. zażyczyć sobie przed sezonem wywiad z „gwiazdą” drużyny. W oparciu o zdjęcia, wywiad, informacje o klubie i analizę kogoś znającego dobrze realia ligowe stworzyć można papierowy bądź elektroniczny informator ligowy, który trafiłby za darmo do klubów i zawierał dodatkowo porcję materiałów edukacyjnych o samym rugby. Na to oczywiście trzeba pieniędzy. Jakich? Śmiesznych, na wersję internetową zapewne nie większych niż 1000 zł. (profesjonalny skład graficzny).

Mając dostęp do wysokiej jakości treści (publikacje, zdjęcia), których dostarczają kluby, koniecznie stworzyć trzeba serwis internetowy np. www.ekstraligarugby.pl (adres zupełnie przykładowy). Byłoby to miejsce gdzie trafiałby wszystkie produkowane przez kluby treści, a oprócz nich publikacje kompleksowe (podsumowania, analizy) tworzone centralnie przez Biuro Prasowe PZR. Otrzymujemy w ten sposób kolejną płaszczyznę do budowania spójnego wizerunku ekstraligi, tworzenia skojarzeń, promowania wybranych zawodników, których uczynimy wyrazistymi twarzami polskiego rugby. Oczywiście pojawiają się kolejne koszta – to musi być profesjonalny serwis, nie w stylu aktualnej strony PZR, a więc przyjmijmy konieczność wydania kwoty ok. 1 – 2 tys. zł.

Kolejny pomysł na ożywienie medialne: organizacja z inicjatywy PZR konferencji prasowych przy okazji rozpoczęcia rozgrywek i np. przed finałem rozgrywek. Rocznie są to dwie konferencje prasowe. Na pewno nie przesycimy mediów taką ilością spotkań i pod warunkiem że zostaną one zorganizowane profesjonalnie można liczyć na duże zainteresowanie. Mam więc na myśli organizację ich w odpowiednio prestiżowym miejscu (oczywiście trzeba za to zapłacić, ewentualnie barter).
Oczami wyobraźni widzę na takiej konferencji dyrektora Ekstraligi, dyrektora Biura Prasowego i np. dwóch najbardziej rozpoznawalnych graczy ligi (którzy także są PRODUKTEM w który trzeba wspólnie inwestować). Zawodnicy ci na takiej konferencji odpowiadają na pytania dziennikarzy, promują dyscyplinę, swoje kluby i rozgrywki.

W jakiej sytuacji jest większa szansa, że media ogólnopolskie napiszą obszernie przynajmniej o starcie Ekstraligi? Gdy roześlemy suchy komunikat z terminarzem, czy gdy zrobimy taką właśnie konferencję prasową (znów za śmieszną kwotę 2000 zł. za wynajem sali, drobny catering i materiały promocyjne)?

W powyższym opisie zszedłem do maksymalnego uszczegółowienia pomysłu. Uczyniłem to by pokazać jak proste i oczywiste są to rzeczy, o których tutaj piszę. Mimo to mam wrażenie, że w polskim rugby są to rzeczy znajdują się kompletnie poza sferą zainteresowania tzw. „centrali”.

Tego typu zupełnie fundamentalnych pomysłów wypadałoby przedstawić jeszcze kilkanaście. Jest to zadanie dla grupy roboczej, którą PZR powinien zawiązać w celu jednorazowego określenia strategii budowy produktu pn. „Ekstraliga”.

W wymienionych przykładach szczególnie zwracam uwagę, na to że PZR musi określić wymagania bardzo precyzyjne i bardzo szczegółowe – czego oczekuje od klubów z Ekstraligi i te wymagania musi egzekwować bezwzględnie. Jest za późno by po prostu powiedzieć klubom, że mają obowiązek np. „dostarczyć wysokiej jakości materiały prasowe”.
Tu trzeba wszystko sztywno im narzucić, dochodząc do takiego poziomu szczegółu jak ilość znaków jaką liczyć ma (minimum) stworzona zapowiedź meczu. Nie możemy wychodzić z założenia, że coś co zostawimy w swobodnej kompetencji klubów zostanie zrobione dobrze. Nie zostanie, to wiemy już na podstawie doświadczeń wielu minionych lat.

W kolejnych punktach przez wzgląd na ograniczony czas czytających postaram się nie „rozkładać pomysłów” na aż tak pierwsze czynniki, skupię się raczej na czymś co można by nazwać Kamieniami Milowymi:

O ile się nie mylę z niemal wszystkich meczy drużyn aktualnie grających w ekstralidze tworzone są relacje przez regionalne telewizję lub portale internetowe. To jest największa niewykorzystana szansa i jeden z kluczowych elementów by zbudować produkt pn. „Ekstraliga”.
Polski Związek Rugby powinien nawiązać współpracę z każdym z tych podmiotów (obojętnie czy to jest TVP Lublin, Pomorska TV, KIKS TV czy WTK Poznań), od każdego z tych podmiotów powinien, jeśli się uda za darmo, bądź za rozsądną kwotę kupować 8 minutowy skrót meczu i produkować po każdej kolejce ligowej program o ekstralidze. Brzmi nierealnie?

Wychodzenie z założenia że taki program stworzy dla nas w końcu jakakolwiek telewizja to marzenie ściętej głowy! To nam powinno zależeć by taki program powstał, by skupił wokół siebie grono zainteresowanych kibiców i w przyszłości BYĆ MOŻE (niekoniecznie) trafił do telewizji.

Medium takiego programu? INTERNET.

Konkrety: W serwisie www.ekstraligarugby.pl co tydzień w sezonie pojawia się magazyn ekstraligi. Nierealne? Na początek nie trzeba nawet studia i redaktorów! Wystarczy odpowiednio zmontowane skróty z meczy, z dogranym już w Warszawie komentarzem i wywiady nagrane po meczach. 3 skróty x 8 minut = 24. Jeśli czas efektywnej gry w meczu na międzynarodowym poziomie to 35 minut, to jeśli z każdego meczy z polskiej ekstraligi pokażemy 8 minut (łącznie z wywiadami) to zdecydowanie wystarczy.

Jeśli będą odpowiednie środki finansowe magazyn powinien być wzbogacony ujęcia w studiu, w którym redaktor zapowiada mecz, a po emisji skrótu komentuje go wraz z zaproszonym akurat gościem – zawodnikiem/sędzią/działaczem itd. – rozszerzamy wtedy magazyn do 45 minut.

Oczywiście taki program musi mieć swój budżet! Ale ten budżet może być naprawdę symboliczny, a być może warto zrezygnować z jednego „spotkania środowiskowego” czy szkolenia, a może nawet akcji reprezentacji, by zacząć budować realny produkt, który możemy sprzedać.

Kwestia magazynu jest w moim mniemaniu kluczowa jeśli chcemy naszą dyscypliną zainteresować szeroką rzeszę odbiorców. W podejściu do tego pomysłu nie powinno być żadnej taryfy ulgowej. Cytując klasyka – „Magazyn albo śmierć (nienarodzonego produktu)!”

W miarę budowania produktu pn. „Ekstraliga” należy koncentrować działania na pozyskiwaniu potencjalnych sponsorów, którzy produkt kupią. Pozostając w obszarze działalności klubów, związek powinien narzucić im obowiązek stworzenia i zaprezentowania Oferty Sponsorskiej. Dokumentu w którym klub jasno definiuje co chce sprzedać (miejsce w nazwie, powierzchnię reklamową na strojach, stadionie itd.) i za ile chce to sprzedać. Osoba zatrudniona w związku na stanowisku Dyrektora ds. Marketingu ocenia takie oferty i dostarcza klubom informację zwrotną co można w niej poprawić i ulepszyć. Być może w początkowej fazie konieczne będzie stworzenie prototypu takiej oferty dla poszczególnych klubów (wspomniana słabość działaczy).

Osobnym torem powinny toczyć się próby sprzedania produktu jako całości, centralnie. Mam tu na myśli pozyskania sponsora całych rozgrywek, dla którego przygotowana musi być konkretna oferta – miejsca w nazwie rozgrywek, obecność w produkowanym magazynie, na strojach każdej drużyny, na standach które kluby mają obowiązek sfinansować by przy nich przeprowadzać pomeczowe wywiady itd.
Na dzień dzisiejszy, nawet gdyby taki strategiczny sponsor spadł nam z nieba, co moglibyśmy mu zaproponować? Jaką płaszczyznę reklamową? Obawiam, się że na dzień dzisiejszy PZR nie potrafił by nawet zmusić gremialnie klubów do umieszczenia logotypu takiego sponsora na swoich strojach, bo zaraz ktoś by się zbuntował, że nie stać go na coroczną wymianę kompletu strojów… A prawda jest taka, że żadne aktualne regulaminy (przynajmniej te wiszące na stronach PZR), nie dają nawet Związkowi takich praw wobec klubów!
Mówienie o zawodowej lidze zakrawa w takich realiach na farsę.

Dalsze wymagania, które powinny być bardzo szczegółowo, językiem prawniczym określone przez Związek, a których moja skromna wiedza nie pozwala mi sprecyzować to wymogi dotyczące obiektu na którym prowadzone są rozgrywki. Konieczne byłoby sformułowanie przez kompetentne w tej kwestii osoby pewnego minimum, które bezwzględnie byłoby wymagane od klubów grających w ekstralidze (i nie chodzi tu ani o oświetlenie, ani podgrzewaną murawę).

Z aktualnie obowiązujących już przepisów tylko dwa wydają mi się kluczowe przy budowaniu omawianego produktu:
– podtrzymanie wprowadzonego obowiązku posiadania grup młodzieżowych i surowe egzekwowanie kar za jego niewypełnienie
– identyczne podejście do kwestii walkowerów

Trudno w tym miejscu pisać mi nawet o tak błahych sprawach jak brak jednolitych strojów, a grając samemu przez pół roku w najwyższej krajowej klasie i takich sytuacji byłem świadkiem. Tego typu zupełnie nieprofesjonalne zachowania powinny być także surowo karane. Tworząc PRODUKT nie możemy sobie na to po prostu pozwolić nie będziemy bowiem wtedy poważnie traktowani przez jakiegokolwiek partnera biznesowego (znajomy mecenas za to wybaczy nam na pewno wszystko!).

W powyższym artykule skupiłem się głównie na reformie Ekstraligi i klubów w niej grających jako potencjalnym produkcie. Zupełnie osobnym tematem jest reforma działania Polskiego Związku Rugby, w obrębie której swoje idee postaram się zaprezentować w kolejnym artykule.

Moje przemyślenia w pigułce:
1. Kreacja spójnego wizerunku reprezentacji Polski w rugby (jakiegokolwiek, byle konkretnego, byle z historią do sprzedania) = klucz do wykreowania PRODUKTU pn. „Reprezentacja Polski”
2. 6-drużynowa Ekstraliga = potencjalny PRODUKT
3. Kluby same się nie zreformują, PZR musi wymóc zmiany regulaminami i karami, bo sport to już nie tylko „sport”, ale media, marketing, wizerunek i opakowanie a w rugby mało kto o tym wie!
4. Polski Związek Rugby musi mieć budżet nie tylko na sześć czy siedem reprezentacji narodowych, musi pomóc na początku budować produkt w postaci Ekstraligi (dopłacić!).
5. Minimalna struktura podziału kompetencji w PZR:
– dyrektor Biura Prasowego
– dyrektor ds. Marketingu
– dyrektor Ekstraligi
(zawodowcy, a jeśli nie ma na to środków, na początek trzyosobowe grupy wolontariuszy z wyznaczonym liderem w każdej grupie)
6. Edukacja klubów w zakresie zarządzania ich produktem. Zachęcenie do wprowadzenia alokacji kompetencji w oparciu o wolontariuszy.
7. Magazyn ze skrótami meczy w internecie = KLUCZ do wykreowania PRODUKTU pn. „Ekstraliga”
8. Szczegółowe regulaminy i wymogi wobec klubów przygotowane w oparciu o wiedzę specjalisty z zakresu marketingu sportowego (w żadnym wypadku nie mogą ich przygotować zainteresowane kluby ani będący ich przedstawicielami członkowie zarządu. Kluby dzisiaj nie widzą doraźnego interesu w reformach!).

Nie lubię osób zajmujących bezpieczną pozycję z boku tzn. serwujących gotowe recepty, bez gotowości wzięcia odpowiedzialność za swoje słowa i zaangażowania się samemu w pracę na rzecz jakiejś idei.
Deklaruję więc swoją gotowość do pracy obszarach opisanych w powyższym artykule i zapraszam do dyskusji.

Mateusz Nowak,
Prezes Rugby Club Częstochowa
Email: klub@rcc.czest.pl

Exit mobile version