Site icon rugby.info.pl

Twierdza obroniona

Czarny dzień na Twickenham…..

Sobotni mecz na Twickenham był dniem prawdy dla reprezentacji Australii. Anglia podejmowała u siebie Wallabies w meczu, sędziowanym przez często uśmiechającego i czasem kontrowersyjnego francuskiego sędzia Joela Jutge.Mecz zakończył się zwycięstwem 26 : 16 na korzyść Anglików.

Wallabies przegrali już siódmy mecz z rzędu!

Na tytuł „man of the match” zasłużył sobie filar Anglii Andrew Sherigan, który z fryzurą mocno zgoloną z boku i z tyłu, wyglądał niczym amerykański żołnierz Marines wojujący po boisku. Ja natomiast doceniam jego pracowitość, ale uważam, że to zasługa tragicznej gry pierwszej linii Australii. To przede wszystkim filarzy australijscy byli antybohaterami meczu. Generalnie cała formacja młyna Wallabies nie wykazała się ani przebojowością , ani agresywnością. Al Baxter, jak i Matt Dunning podczas każdego młyna dopuszczali się przewinien, żeby się przeciwstawić się Anglikom. Jak się okazało, że do Baxtera nie docierają kolejne upomnienia sędziego o jego nielegalnej technice używanej podczas , to Francuz postanowił go nagrodzić żółtą kartką – 10 minut z boiska. Osłabiona wówczas pierwsza linia podczas kolejnego młyna była pośrednią przyczyną kontuzji szyi drugiego z filarów z dużą nadwagą Matta Dunninga. Dunning powinien przebywać częściej w siłowni, a nie grać dla reprezentacji Australii. Eddie Jones powinien przestać rekrutować kolejnych Wallabies z Rugby League. Nie potrzebujemy kolejnych „Sailorów” i „Rogersów”. Trener Wallabies Jones powinien znaleźć nowych filarów, bo jak tak dalej pójdzie to Australijczycy skończą na poziomie Japonii. Argentyna ze swoja słynną „Bajadą” by bez problemowo poradziła z tak słabą formacją młynową Australii.

Natomiast atak Wallabies powinien zostać porządnie wynagrodzony za dzielną postawę. Gdyby nie żałosna formacja młyna, to częściej mogłaby pokazać na co ją stać. Generalnie szybkie podania i płynność obsługi piłki była mocną bronią Australii. Skrzydłowy Lote Tuqiri po raz kolejny pokazał, że prawdopodobieństwo jego dobrej gry jest większa niż zwinięcie konta bankowego w Zurichu. Jednak brak Stephena Larkhama spowodował, że Australijczykom brakowało zabójczego instynktu. Różnica miedzy Wallabies bez Larkhama, a z Larkhamem jest taka, że ta druga drużyna wymieniona wykorzystuje w pełni możliwości ofensywne. Larkham sprawia, że drużyna wygląda bardziej poukładana i pewniejsza w ataku.

Trener Anglików Andy Robinson pomimo zwycięskiego meczu, ma także dużo problemów na głowie. Przede wszystkim kontuzja łącznika ataku Charlie – go Hodgson’a to spore osłabienie. Jego zmiennik Olly Barkley może dobrze i skutecznie kopać, ale brakuje mu charyzmy i poświecenia Hodgsona. Anglicy jednak przez większość meczu walili na opak w młyny i w maule. Ostatnie 20 minut meczu wyglądało jakby Anglicy chcieli za wszelką cenę dobić Australijczyków. Gdyby lepiej opracowała strategię w końcówce to mogliby wygrać różnicą większą niż tylko 10 punktów.

Anglia za tydzień podejmuje All Blacksów i według mnie wiele muszą poprawić w grze, żeby ich zatrzymać. Zdecydowanie kluczowe będą line-outy. Nowa Zelandia z jumperem Chrisem Jackiem, będzie chciała wykorzystać słabą postawę Anglików w tej części gry. Anglicy powinni także częściej wykorzystywać talent środkowego Mike’a Tindalla, który mając swój dzień potrafiłby przejść każdą obronę. Muszą także uważać na genialną i agresywną grę All Blacksów w ruckach! Kapitan Anglików, trzeci – liniowiec Martin Corry wraz że swoimi kolegami muszą znaleźć również sposób na „dangermana McCaw’a”.

Tripod Alliance>

Exit mobile version